Jak jest teraz?
Wydaje się, że po okresie zachłyśnięcia się darmowymi (lub niemal darmowymi) narzędziami do tłumaczeń automatycznych, klienci, którym zależy na jakości, zaczynają wracać do tłumaczeń tradycyjnych. Przykładów z mojej własnej praktyki mam kilka. W większości przypadków okazało się, że darmowość była złudna. Tłumaczenia automatyczne koniec końców przysporzyły kosztów większych niż wynajęcie profesjonalnego tłumacza. O wstydzie przed kontrahentami i niepotrzebnym zamieszaniu nie mówiąc.
Błędy i wpadki tłumaczeń automatycznych (nieludzkich – parafrazując tytuł słynnej komicznej książki Jerzego Janickiego o Bieszczadach) wynikają z różnych przyczyn. Głównie z tego, że sztuczna inteligencja nie jest inteligencją, że algorytm nie jest żywym organizmem, a baza danych nie posiada IQ. Tłumaczenia zautomatyzowane zupełnie się nie sprawdzają w tekstach technicznych i medycznych. W tekstach ogólnych brzmią sztucznie i śmiesznie, a względnie (ale tylko względnie!) dobrze się sprawdzają w tłumaczeniach umów. Niżej przykłady wykonanych automatycznie tłumaczeń z angielskiego relacji z bieżących wydarzeń na świecie, których (o zgrozo!) nikt najwyraźniej nie weryfikuje przed publikacją, i to w tak znanym tytule, jak Rzeczpospolita.
W oryginale prawdopodobnie chodziło o wodowanie łodzi podwodnej (launched a submarine rocker carrier), a w drugim wypadku o uderzenie, a nie o strajk (strike).
Takich rzeczy jest mnóstwo, przykłady można mnożyć. Tworzy się bałagan, dezinformacja, informacyjna tandeta bez ładu i składu. To potęguje wrażenie zalewu informacjami, których nie da się zrozumieć. Oczywiście, że część odbiorców mediów nie będzie wnikać w szczegóły i może nawet nie zauważy absurdalności tych komunikatów. Tłumaczenia automatyczne nie będą im przeszkadzać. Jeżeli jednak takie błędy pojawią się w tłumaczeniu umowy, instrukcji obsługi maszyny lub dokumentacji medycznej… Strach się bać.
Tlumaczenia automatyczne – co dalej?
W tej chwili wydaje się, że rozwój narzędzi nie jest już możliwy. A to dlatego, że nie są one w stanie znać wszystkich kontekstów. Nadzieją tłumaczeń automatycznych jest ogólne obniżenie jakości przekazu i „upraszczanie” języka. Jednak nadzieją prawdziwych tłumaczy jest, że jednak jakość i zdrowy rozsądek przeważą. Po prostu dlatego, że to się bardziej opłaca.
Pozostaje cierpliwie czekać na rozwój sytuacji. Zleceń jest mniej, ale docelowo wszystko powinno wrócić na dobre tory. Przynajmniej w rzadkich językach, a w takich tłumaczymy my.